Fakty i mity o powstaniu w getcie warszawskim

11
Fakty i mity o powstaniu w getcie warszawskim
Ostatnim razem pisałem Wam o żydowskich kolaborantach Gestapo. Ponieważ zbliża się rocznica powstania w getcie warszawskim, to coś w temacie. Media co roku bombardują nas obrazkami żonkili, opowieściami o dobrze walczących powstańcach i kultem ludzi takich jak Mordechaj Anielewicz i Marek Edelman.

Jak zazwyczaj bywa w takich przypadkach - nie jest to prawda. A wszystko bierze się od Żydowskiej Organizacji Bojowej i jej legendy. Wpis podzielę na dwie części i jeśli ta się spodoba - wrzucę na dniach kolejną.
Fakty i mity o powstaniu w getcie warszawskim
Żydowska Organizacja Bojowa uchodzi za filar powstania w getcie. Jej członkowie jeszcze za życia uchodzili za wielkich bohaterów i traktowano ich z nabożnym szacunkiem. Do najważniejszych należeli Mordechaj Anielewicz, Icchak Cukierman i Marek Edelman (na zdjęciu wyżej). Organizacja powstała 28 lipca 1942 roku i liczyła ok. 220 członków. To właśnie ta organizacja miała wywołać powstanie i zadać Niemcom jak największe straty, po czym heroicznie zginąć w walce, a jej członków porównywano do obrońców Termopil, lub twierdzy Masada. Niemal od razu po wojnie powstańców z ŻOB traktowano jak bohaterów. W Warszawie już w 1946 roku stanął pierwszy pomnik im poświęcony, w 1948 r. kolejny, do tego film - ''Ulica Graniczna'', oraz wiele innych gestów upamiętnienia. Tymczasem polscy Powstańcy Warszawscy na swój pierwszy pomnik w Warszawie musieli czekać jeszcze 40 lat, do 1989 roku...
Fakty i mity o powstaniu w getcie warszawskim
Nic nie było tu przypadkowe. ŻOB wywodziła się bowiem głównie z socjalistycznego Bundu, lewicowych partii Ha-szomer Ha-cair i Poalej-Syjon, a także Komunistycznej Partii Polski. Co więcej, organizacja miała tak naprawdę niewielką wartość bojową. Zorganizowana została na wzór milicji robotniczych, a większość jej członków nie miała żadnego przeszkolenia wojskowego. Całe jej uzbrojenie w 1942 roku stanowił... jeden pistolet. By gromadzić środki na walkę, ŻOB zajmowała się szantażami i wymuszeniami, a także zwykłymi grabieżami wśród ludności żydowskiej. Zdarzało się, że tych, którzy nie chcieli wesprzeć ŻOB, mordowano. Jeden z członków ŻOB, Kazik Ratajzer, po wojnie stwierdził, że ''ŻOB zabiła więcej Żydów, niż Niemców''.
Fakty i mity o powstaniu w getcie warszawskim
Nie jest też przypadkiem, dlaczego ŻOB była czczona przez komunistów po wojnie. Tuż przed wybuchem powstania w getcie, Niemcy ogłosili odnalezienie grobów polskich oficerów w Katyniu, zamordowanych przez sowieckie NKWD. ŻOB ogłosiła od razu (przypominam, było to tuż przed wybuchem powstania w getcie), że to niemiecka prowokacja i poparła sowiecką wersję wydarzeń. Jeden z liderów ŻOB, Icchak Cukierman, wspominał po wojnie: ''mieliśmy kontakty na różnych poziomach z Armią Ludową, bo oni byli przyjaźni dla Żydów, a poza tym Żydzi odgrywali centralną rolę w komunistycznej partii w Polsce''.

Wiele mówi się, że Polacy nie chcieli wspierać ŻOB uzbrojeniem. Jest to kompletna nieprawda. Armia Krajowa, choć niechętna do skrajnie komunistycznie nastawionych Żydów, bez żadnego wyszkolenia wojskowego, to chciała wesprzeć ŻOB dostawami broni. Wymagała tylko jednego: lojalności i deklaracji, że gdyby doszło kiedyś do wojny z Sowietami, członkowie ŻOB będą walczyć po polskiej stronie. ŻOB bardzo wzbraniała się przed taką deklaracją. W zakulisowych rozmowach mówiła wprost, że jeśli Sowieci wkroczą do Polski, to Żydzi będą walczyć po stronie sowieckiej z Polakami. Jednocześnie Żydzi - używając partii politycznych, a nie samej ŻOB - zadeklarowali ogólną lojalność rządowi RP na czas wojny.

AK ostatecznie przekazała ŻOB 90 pistoletów, 10 karabinów, 165 kg materiałów wybuchowych, 2000 litrów benzyny i 600 granatów. Ponadto do getta udali się saperzy z AK, szkolący Żydów z budowy umocnień i konstruowania granatów. Warto dodać, że ŻOB w momencie wybuchu powstania w getcie miała tylko 1 (jeden) pistolet maszynowy i dziesięć karabinów. Większość jej uzbrojenia stanowiły pistolety, noże i pałki.
Fakty i mity o powstaniu w getcie warszawskim
Wyżej napisałem, że ŻOB uchodzi za główną, albo największą organizację podziemną w getcie, tymczasem nie jest to prawda. Większą, dużo lepiej zorganizowaną i starszą organizacją był Żydowski Związek Wojskowy, założony przez Pawła Frenkla i Leona Rodala jesienią 1939 roku. Liczył on ok. 300 członków. O ŻZW wiadomo stosunkowo mało, ale dlaczego - o tym opowiem niżej.

Członkowie tej organizacji wywodzili się z m.in. prawicowego Betaru i dobrze sytuowanych rodzin o patriotycznym nastawieniu. Wprost odwoływali się do wzorców niepodległościowych, m.in. kultu Piłsudskiego. Wielu z nich miało przeszkolenie wojskowe, albo było rezerwistami Wojska Polskiego. ŻZW odrzucał marksizm i opowiadał się po stronie Polski. Przyjął także niemiecką wersję o grobach w Katyniu i uważał ZSRR za zagrożenie. Organizacja ta nie połączyła się z ŻOB, bo ta ostatnia nie chciała żadnych ''faszystów'' i ''rewizjonistów'' w swoich szeregach.

Organizacja była wcale nieźle uzbrojona - posiadała 3 karabiny maszynowe, 15 pistoletów maszynowych, 40 karabinów, granatnik i 750 granatów. Broń zdobywano poprzez np. zakupy od wycofujących się z frontu żołnierzy włoskich, czy węgierskich. Członkowie ŻZW byli podzieleni na małe kompanie, mające swoje sektory do obrony. To właśnie członkowie ŻZW wywiesili flagi - polską i żydowską - na placu Muranowskim podczas powstania w getcie, o czym opowiem w następnej części. Warto tu dodać, że dowodzący akcją pacyfikacyjną powstania w getcie generał SS, Jürgen Stroop, po wojnie, w polskim więzieniu, doskonale pamiętał walki na placu Muranowskim z członkami ŻZW. Jednak jakoś nie mógł sobie przypomnieć żadnego epizodu z walki z ŻOB...
Fakty i mity o powstaniu w getcie warszawskim
Zapytacie się zapewne, dlaczego o ŻZW wiadomo tak niewiele. Jednym z powodów jest człowiek ze zdjęcia wyżej.
Marek Edelman, ostatni dowódca ŻOB, znany był z zapoczątkowania akcji ze składaniem żonkili pod pomnikiem powstańców getta w Warszawie. Mało kto jednak wie, że ten sam Edelman - od przedwojnia zadeklarowany socjalista, zakochany w Związku Radzieckim - całkowicie zakłamał historię powstania w getcie warszawskim. Do końca życia bowiem nienawidził członków ŻZW, nazywał ich ''marginalną bandą faszystów'' i zawłaszczał wszystkie ich zasługi. Twierdził, że uciekli z getta po paru strzałach. Miał w tym łatwość: większość członków ŻZW zginęła w walce i nie mogła ustosunkować się do jego kłamstw. Ponieważ był ''ostatnim przywódcą powstania w getcie'' i żył stosunkowo długo (zmarł w 2009 r.), nikt nie ośmielał się podważać jego słów. Przecież bohaterski żydowski powstaniec nie mógłby kłamać, prawda? A jeśli ktoś próbował, był wyzywany od ''antysemitów''. Pierwsze wiarygodne informacje o ŻZW pojawiły się tak naprawdę po śmierci Edelmana.

Warto to mieć w pamięci, gdy znowu będą nas namawiać na przypinanie sobie żonkili.
Fakty i mity o powstaniu w getcie warszawskim
Komuniści nie zapomnieli ŻOB ich fanatyzmu i, jak wspomniałem wyżej, uhonorowali ich już w 1945 roku. Obchody powstania w getcie były co roku prowadzone z pompą i zapraszano na nie byłych powstańców (jak na zdjęciu wyżej, gdzie widać Edelmana i Icchaka Cukiermana) aż do lat 60. Wielu członków ŻOB przeżyło nie tylko powstanie, ale i wojnę. W większości wyjechali do Izraela, gdzie od razu stali się pieszczoszkami rządzącego przez 30 lat premiera Dawida Ben Guriona, także zatwardziałego socjalisty. Mogli w spokoju tam budować swoją legendę, zwłaszcza, że Żydzi z Europy byli uważani w Izraelu pogardliwie za ''mydło'', które dało się zaprowadzić na rzeź. Potrzebni byli bohaterowie, którzy walczyli z Niemcami. Swoją cegiełkę dołożył też lewicowy kanclerz RFN, Willy Brandt, który w 1970 r. oddał hołd powstańcom z ŻOB w Warszawie (ale powstańcom warszawskim już nie). To właśnie dzięki temu wszystkiemu powstanie w getcie i Powstanie Warszawskie do dziś są mylone ze sobą za granicami Polski.
Fakty i mity o powstaniu w getcie warszawskim
Na zakończenie powiem jeszcze, że wszystkich powstańców żydowskich w getcie było ok. 600-1000. Było to znacznie mniej, niż liczyła w Warszawie kolaboracyjna Żydowska Policja Porządkowa (ok. 2500 funkcjonariuszy), Judenrat (Rada Żydowska, podporządkowana Niemcom), czy żydowscy kolaboranci Gestapo (ok. 400).

To tyle, pozdrawiam, II wojna światowa w kolorze.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Żydowscy kolaboranci Gestapo - cz. II

183
Żydowscy kolaboranci Gestapo - cz. II
Ostatnim razem pisałem Wam o żydowskich kolaborantach Gestapo - Urzędzie do Walki z Lichwą i Spekulacją, potocznie zwanym ''Trzynastką'' w warszawskim getcie, oraz podobnych grupach w gettach w Białymstoku, Krakowie i Lublinie.

Mało kto jednak wie, że nie byli to najgorsi z żydowskich kolaborantów Gestapo. Dzisiaj opowiem Wam o kolaborantach, odpowiedzialnych za śmierć tysięcy Żydów. To opowieść o wielkiej polityce, sięgającej aż do Ameryki Południowej, strzelaninach Żydów z Polakami, eleganckich hotelach we Francji i chciwości żydowskich agentów.
Żydowscy kolaboranci Gestapo - cz. II
W 1941 r. z opisywanej poprzednio ''Trzynastki'' wydzielono elitarną, specjalną organizację, nazwaną ''Żydowską Gwardią Wolności'' (w skrócie ŻaGieW, ŻGW). Mimo patriotycznej nazwy, służyli w niej tylko najbardziej bezwzględni i zdeprawowani żydowscy kolaboranci Gestapo. Nie wiadomo ilu ich było, szacuje się, że kilkuset. Podlegali wyłącznie referatowi warszawskiego Gestapo ds. żydowskich. Agenci nie musieli nosić opaski z gwiazdą Dawida i mogli poruszać się po Warszawie. Od Niemców otrzymali nawet broń służbową. Żaden Niemiec, czy polski policjant nie mógł ich aresztować.
Żydowscy kolaboranci Gestapo - cz. II
Głównym zadaniem agentów ŻGW było polowanie na ukrywających się po ''aryjskiej'' stronie miasta Żydów. W odróżnieniu od Niemców, błyskawicznie odkrywali ukrywających się Żydów i wywabiali ich pod pretekstem udzielenia pomocy. Czasem sami podszywali się pod uciekinierów z getta. Wzbudzali zaufanie - byli przecież Żydami, znali jidysz, albo hebrajski. Ich zadaniem było też tropienie pomagających Żydom Polaków i ich szantażowanie, albo wydawanie Niemcom. Tropili też polskie organizacje podziemne.

W ŻGW służyło dwóch bardzo niebezpiecznych kolaborantów Gestapo - Lajb (Leon) Skosowski, zwany ''Lonkiem'' (po którym nie zostało ani jedno zdjęcie) i Adam Żurawin (na zdjęciu). Tych dwóch osobników doprowadziło do śmierci 2200 warszawskich Żydów.
Żydowscy kolaboranci Gestapo - cz. II
Tu trzeba zrobić pewną dygresję. W czasie II WŚ Niemcy bezpardonowo mordowali Żydów będących ''bezpaństwowcami'', tj. pozbawionych obywatelstwa, albo pochodzących z krajów okupowanych, których państwowości Niemcy nie uznawali. Jednocześnie Żydzi z krajów neutralnych byli dla Niemców nietykalni. Było i tak, że Niemcy mordowali Żydów polskich, ale np. Żydzi z Ameryki Południowej mogli poruszać się po mieście bez przeszkód. Szansę w tym odkryła grupa polskich dyplomatów ze Szwajcarii, zwana ''Grupą Ładosia'' (na zdjęciu). Dyplomaci bowiem zaczęli masowo fałszować paszporty państw latynoamerykańskich: Ekwadoru, Urugwaju, Hondurasu, Boliwii itp. Pomysł był genialny, ale - co ważne - prowadzony bez wiedzy władz państw tych krajów. Dyplomaci sfałszowali w sumie ok. 10 tys. paszportów, z których 4 tys. trafiło do Polski.
Żydowscy kolaboranci Gestapo - cz. II
W 1942-43 r. do urzędu pocztowego w warszawskim getcie trafiły setki fałszywych paszportów, wystawionych przez Grupę Ładosia. Problem w tym, że ich adresaci już dawno nie żyli i zginęli w Treblince. Wspomniani Skosowski i Żurawin je w jakiś sposób przejęli, po czym dostrzegli w tym szansę na duży zarobek.

Zaczęli sprzedawać zdobyte dokumenty ukrywającym się w Warszawie Żydom. Najdroższe były paszporty do krajów Ameryki Południowej, najtańsze - certyfikaty, uprawniające do wyjazdu do Palestyny. Te bowiem wystawiły władze brytyjskie i nie było gwarancji, że Niemcy je uszanują. Te otrzymała głównie żydowska biedota, której nie było stać na zakup. Jeden paszport kosztował bowiem ok. 300 000 złotych, lub 20 złotych dolarów. Warto wspomnieć, że ukrywający się w Warszawie Żydzi należeli najczęściej do przemytników i szmuglerów, byli bardzo bogaci i stać ich było na takie wydatki.

Nagłe pojawienie się w Warszawie setek Żydów, dysponujących paszportami państw neutralnych i wstążkami w barwach egzotycznych krajów zdziwiło Niemców, ale uznali oni, że nie warto - póki co - ryzykować. Uznali, że może uda się wymienić ''obywateli latynoamerykańskich'' na internowanych niemieckich żołnierzy i cywilów. Dlatego zakwaterowali oni wszystkich ''turystów'' w Hotelu Polskim przy ul. Długiej 29 (na rycinie). Znalazło się tam ok. 2400 osób.
Żydowscy kolaboranci Gestapo - cz. II
Hotel (na zdjęciu, współczesny stan) był dość przestronny, dysponował m.in. zakładem fryzjerskim, biblioteką i restauracją. Żydzi mogli poruszać się swobodnie po okolicy i całej Warszawie. Niemcy zachowywali się bardzo uprzejmie. Jedna z mieszkanek wspominała, że czuli się tam jak na luksusowym okręcie. Jednak w lipcu 1943 roku mieszkańców Hotelu było już za dużo, a Niemcy poczynili przygotowania do transportu na zachód.

W połowie miesiąca Niemcy uprzejmie poprosili Żydów z paszportami, aby stawili się na dziedzińcu, po czym podstawiono ciężarówki. Co szokowało wszystkich, esesmani przynieśli krzesła i uprzejmie podawali dłonie Żydom podczas wsiadania. Następnie Żydów zawieziono na dworzec, gdzie wręczono im paczki Czerwonego Krzyża i zaproszono do wagonów I klasy.

W Hotelu pozostało ok. 400 Żydów - ''dzikich lokatorów'', tych, którzy nie mieli paszportów, lub pieniędzy. Dla nich Niemcy nie byli już uprzejmi i kilka dni później wszystkich zamordowali w ruinach getta.
Żydowscy kolaboranci Gestapo - cz. II
Ocalali trafili zaś do obozu internowania w Vittel we Francji (na zdjęciu). Olśniło ich bogactwo tego miejsca: obóz mieścił się na terenie kompleksu luksusowych hoteli. Znajdowały się tam liczne sklepy, korty tenisowe, kinoteatr, kasyno, baseny. Żydzi mogli poruszać się po całym kompleksie, a po uzyskaniu przepustki - wyjść z niego. Jedyną niedogodnością były druty kolczaste i wieże strażnicze.

Jednak Niemcy stwierdzili, że nagła obecność tylu Żydów z Ameryki Południowej w Warszawie jest podejrzana. Dla formalności wystosowali zapytania do ambasad krajów latynoamerykańskich, czy ci ludzie to faktycznie ich obywatele. Zdziwieni dyplomaci zdecydowanie zaprzeczyli, bo - jak mówiłem - dokumenty wystawiali potajemnie polscy dyplomaci. To przesądzało sprawę.

W kwietniu 1944 r. SS otoczyło obóz w Vittel i wszystkich Żydów wygarnęło z hoteli. Towarzyszyły temu płacze, błagania i samobójstwa. Niemcy zapakowali Żydów do wagonów - tym razem bydlęcych, a nie I klasy - i wysłali prosto do Auschwitz, gdzie od razu po przyjeździe zapędzono ich do komór gazowych.  Zginęło ok. 1,5 tys. Żydów.

Jedynymi, którzy przeżyli, byli ci najbiedniejsi Żydzi, traktowani w Hotelu pogardliwie przez bogatych Żydów jako ''pasażerowie IV klasy'', którzy mieli certyfikaty palestyńskie. Władze brytyjskie bowiem się ich nie wyparły i potwierdziły ich prawdziwość. Uratowały tym samym życie 272 Żydom. 
Żydowscy kolaboranci Gestapo - cz. II
Agenci ŻGW już tego nie zobaczyli. Lonek Skosowski stał się prawdziwym królem życia w Warszawie. Zarobione na Żydach pieniądze wydawał na alkohol i kobiety, angażował się w ciemne interesy. Niemcy podarowali mu dwa mieszkania, odebrane zamordowanym za pomoc Żydom Polakom. Miał też własny samochód. Plecy Skosowskiego musiały być mocne, bowiem gdy jego sąsiad - Niemiec - poszedł na skargę na Gestapo w sprawie głośnych imprez, gestapowcy kazali mu się nie wtrącać. Istnieją też podejrzenia, że Skosowski miał kontakty z sowieckim wywiadem.

Dla polskiego podziemia ŻGW była bardzo niebezpieczna. Nie tylko bowiem łapała Żydów, ale i niszczyła polską konspirację. Na ulicach Warszawy dochodziło do krwawych strzelanin między żołnierzami Armii Krajowej, a żydowskimi kolaborantami Gestapo. Dwa razy raniono samego Skosowskiego. W końcu zapadła decyzja o likwidacji Skosowskiego i jego kamratów. Tych zabiła AK w listopadzie 1943 r. Zginął Skosowski, jego kochanka i liczni współpracownicy. ŻaGieW została rozbita ostatecznie w lutym 1944 r.

Inaczej potoczyła się historia Adama Żurawina. On sam pojechał do Vittel i po aresztowaniu przez Niemców uciekł z transportu do Auschwitz. Przeżył wojnę i wyjechał do USA. W latach 50. jako byłym agentem Gestapo zainteresowało się nim FBI. Żurawin oddał się sam pod sąd rabinacki, który oczyścił go z zarzutów podług prawa talmudycznego. Uznano, że miał prawo kolaborować z Niemcami, by ratować swoje życie. Zmarł w 1992 r., nigdy nie ponosząc kary.

Jeśli dzidka się spodoba, za kilka dni wrzucę kolejną - o kłamstwach powstania w getcie warszawskim.

To tyle, pozdrawiam, II wojna światowa w kolorze.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.11041784286499